Subscribe to our newsletter to be informed

An error has occurred.
You have successfully subscribed.

Tekst ten jest również dostępny w języku angielskim na stronie internetowej Groupe d’études géopolitiques.

Dla Unii Europejskiej i jej polityki zagranicznej skutki kryzysu COVID-19 będą ściśle uzależnione od decyzji, które podejmiemy w najbliższych miesiącach.

Doświadczamy poważnego kryzysu multilateralizmu. Grupy G7 i G20 są praktycznie nieobecne; Rada Bezpieczeństwa ONZ jest sparaliżowana, a wiele struktur sektorowych, takich jak Światowa Organizacja Handlu czy Światowa Organizacja Zdrowia, przekształca się w areny, na których kraje walczą między sobą.

Po raz pierwszy od początku XX wieku doświadczamy kryzysu, w którym Stany Zjednoczone do tej pory nie odgrywały wiodącej roli. Jednocześnie Chiny coraz bardziej zaznaczają swoją obecność na światowej scenie. A autorytarne reżimy zyskują na sile wszędzie.

Obecny kryzys prowadzi do coraz większych rozbieżności między krajami. Nie wszystkie kraje mają taką samą zdolność do sprostania wyzwaniom związanym z pandemią. Prowadzi to do regresu w zakresie globalnego ubóstwa i nierówności.

Połączenie tych tendencji utrudnia sytuację w Europie. Wybór Joego Bidena w Stanach Zjednoczonych z pewnością otwiera bardziej optymistyczne perspektywy dla multilateralizmu i naszych demokratycznych wartości w skali globalnej, ale nie powinniśmy oczekiwać cudów.

Czy Europa nie jest zbyt podzielona, by prowadzić prawdziwą politykę zagraniczną?

Aby uczynić naszą politykę zagraniczną bardziej skuteczną, od początku mojej kadencji nalegałem, żeby Unia „nauczyła się mówić językiem władzy”. Często odpowiadano mi, że jest zbyt podzielona, by osiągnąć ten cel.

Wybór Joego Bidena w Stanach Zjednoczonych z pewnością otwiera bardziej optymistyczne perspektywy dla multilateralizmu i naszych demokratycznych wartości w skali globalnej, ale nie powinniśmy oczekiwać cudów.

Josep Borrell

Od wielu lat jestem zaangażowany w politykę europejską i oczywiście zdaję sobie sprawę, jak bardzo Europa dwudziestu siedmiu państw członkowskich różni się od Europy dwunastu państw. Podziały w Europie niewątpliwie zwiększyły się od czasu jej rozszerzenia na wschód. Jednak nie jest to jedyny powód. Na przykład „pęknięcie” w zakresie migracji nie przebiega jednoznacznie na granicy Zachód-Wschód, a „pęknięcie” Północ-Południe pomiędzy dłużnikami i wierzycielami dotyczy głównie krajów, które były już członkami Unii przed jej rozszerzeniem. 

Ze względu na naszą różnorodność, my, Europejczycy, Północ i Południe, Wschód i Zachód, często nie mamy takiego samego rozumienia świata. Pozwólcie mi podać osobisty przykład, aby to zilustrować. Moi polscy przyjaciele często mówią, że swoją wolność zawdzięczają papieżowi Janowi Pawłowi II i Stanom Zjednoczonym Ronalda Reagana, które wygrały zimną wojnę. I mają rację. Wierzę jednak również, jak wielu Hiszpanów, że to właśnie Stanom Zjednoczonym i papieżowi zawdzięczamy 40 lat dyktatury Franco. Franco mógł pozostać u władzy tak długo, ponieważ od początku miał poparcie Kościoła katolickiego, a później – w kontekście zimnej wojny – Stanów Zjednoczonych. 

Te różnice wzbogacają nas, jeśli jesteśmy w stanie skupić się na tym, co nas łączy. Stanowią one jednak również poważne wyzwanie dla polityki zagranicznej. Widzieliśmy to dopiero co w odniesieniu do sankcji nałożonych po sfałszowanych wyborach prezydenckich na Białorusi. Podjęcie decyzji w tej sprawie zajęło nam prawie dwa miesiące, w wyniku czego ucierpiała nasza wiarygodność.

Z pewnością nie jest to pierwszy raz, kiedy doświadczamy takich podziałów. Od rozpadu Jugosławii poprzez proces pokojowy na Bliskim Wschodzie, wojnę z Irakiem w 2003 roku, aż do niepodległości Kosowa, kwestii libijskiej czy działań Turcji w regionie Morza Śródziemnego, te wydarzenia często paraliżowały proces decyzyjny UE lub pozbawiały jej reakcji znaczenia.

Wierzę jednak również, jak wielu Hiszpanów, że to właśnie Stanom Zjednoczonym i papieżowi zawdzięczamy 40 lat dyktatury Franco. Franco mógł pozostać u władzy tak długo, ponieważ od początku miał poparcie Kościoła katolickiego, a później – w kontekście zimnej wojny – Stanów Zjednoczonych.

Josep Borrell

Jakie powinny być metody podejmowania decyzji w zakresie europejskiej polityki zagranicznej?

Co można zrobić? Główna odpowiedź leży w stworzeniu wspólnej kultury strategicznej: im bardziej Europejczycy zgadzają się co do tego, jak widzą świat i jego problemy, tym bardziej będą się zgadzać co do tego, co z nimi zrobić. Właśnie to chcemy zrobić, budując z naszymi państwami członkowskimi „Strategic Compass”, strategiczny kompas dla Unii. Ale jest to ze swej natury zadanie długoterminowe. A w międzyczasie musimy być w stanie podejmować decyzje o trudnych sprawach w czasie rzeczywistym.

Polityka zagraniczna i bezpieczeństwa pozostaje w wyłącznej kompetencji państw i decyzje w tej dziedzinie muszą być podejmowane jednogłośnie, a każde państwo ma prawo weta. Ale wiele z tych decyzji ma charakter binarny: czy uznaje się rząd, czy nie, czy rozpoczyna operację zarządzania kryzysowego, czy też nie. To często prowadzi do blokad. 

Stanowi to wyraźny kontrast w stosunku do wielu obszarów, od jednolitego rynku po klimat i migrację, gdzie UE może podejmować decyzje kwalifikowaną większością głosów (55% państw członkowskich i 65% społeczeństwa). Podczas gdy w tych kwestiach ważne interesy krajowe często ścierają się tak samo jak w polityce zagranicznej.

Jednak w dziedzinach, w których UE może podejmować decyzje poprzez głosowanie większością kwalifikowaną, w bardzo niewielkim stopniu korzysta z tej metody podejmowania decyzji. Dlaczego tak jest? Ponieważ zawsze wolimy szukać kompromisów, których każdy może się trzymać. Ale aby osiągnąć ten rezultat, wszystkie państwa muszą zgodzić się na inwestowanie w jednomyślność. Zagrożenie głosowaniem większością kwalifikowaną do tego zachęca.

Od początku mojej kadencji przekonywałem, że jeśli w polityce zagranicznej chcemy uniknąć paraliżu, powinniśmy rozważyć podjęcie pewnych decyzji, nie wymagających pełnej jednomyślności dwudziestu siedmiu państw. A w lutym zeszłego roku, kiedy zablokowano rozpoczęcie operacji IRINI mającej na celu monitorowanie embarga na broń nałożonego na Libię, podniosłem kwestię, czy rozsądnym jest, aby jeden kraj mógł zapobiec realizacji planu pozostałych dwudziestu sześciu państw, skoro i tak nie będzie uczestniczył w operacji.

Nie jest to oczywiście kwestia poddawania wszystkich decyzji dotyczących polityki zagranicznej pod głosowanie większością kwalifikowaną. Ale może być ono stosowane w obszarach, w których w przeszłości często byliśmy blokowani – czasami z powodów zupełnie niezwiązanych z daną kwestią – takich jak prawa człowieka czy sankcje. W swoim ostatnim orędziu o stanie Unii Europejskiej Ursula Von Der Leyen, przewodnicząca Komisji, przyjęła ten wniosek, ale przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel wyraził sprzeciw.

Inne możliwości na pewno istnieją. Czasami lepiej jest, jak już to robiłem, podać do publicznej wiadomości istotne stanowisko popierane przez dwadzieścia pięć państw członkowskich, niż czekać na wydanie deklaracji z udziałem dwudziestu siedmiu państw członkowskich zredukowanej do najniższego wspólnego mianownika.

Jak stanowi Traktat, można również zastosować „konstruktywne wstrzymanie się od głosu”: dane państwo nie popiera stanowiska bez uniemożliwienia Unii podjęcia decyzji.  W ten sposób na przykład w 2008 roku rozpoczęła się misja EULEX w Kosowie.

Mam nadzieję, że w najbliższych miesiącach będziemy mogli omówić sposoby ułatwienia podejmowania decyzji w zakresie polityki zagranicznej, szczególnie w ramach konferencji w sprawie przyszłości Europy. Rzeczywiście, istnieje pilna potrzeba, aby UE zwiększyła swoją zdolność do działania w tym niepewnym świecie.

Możemy odeprzeć eurosceptycyzm

W ostatnich latach byliśmy świadkami wzrostu eurosceptycyzmu w wielu państwach członkowskich. Często trudno jest „nam” – naukowcom, politykom et cetera – robić to, co robią populiści: upraszczać, by odwoływać się w pierwszej kolejności do emocji. Zawsze łatwiej będzie krzyczeć „America First” niż wzywać do ustanowienia porządku międzynarodowego opartego na zasadach.

Zawsze łatwiej będzie krzyczeć „America First” niż wzywać do ustanowienia porządku międzynarodowego opartego na zasadach.

Josep Borrell

Szczegóły pracy Komisji i nasza złożona dynamika instytucjonalna są rzeczywiście trudne do przełożenia na emocje. Ale my, Europejczycy, możemy być dumni z wykonanej przez nas pracy. Zbudowaliśmy system, który jak nigdzie indziej na świecie łączy w sobie trwały pokój, wolność polityczną i spójność społeczną.

Istnieją jednak również bardziej obiektywne powody wzrostu eurosceptycyzmu. Po kryzysach z lat 2001 i 2008, potrzeba było dużo czasu, aby okazać wystarczającą solidarność, aby odwrócić sytuację. Tak bardzo, że te kryzysy, które miały swoje źródło w nieprawidłowym funkcjonowaniu amerykańskiego systemu finansowego, ostatecznie wywołały trwalsze skutki w Europie niż w Stanach Zjednoczonych. 

Europa była również powolna w podejmowaniu działań mających na celu kontrolę nadużyć związanych z delegowaniem pracowników lub ograniczenie nadmiernej konkurencji podatkowej między krajami europejskimi. Jednakże Unia jest obecnie zdeterminowana, aby bardziej aktywnie walczyć, zarówno w dziedzinie społecznej, jak i fiskalnej, z tymi naruszeniami prawdziwie wolnej i niezakłóconej konkurencji.

Jak widzieliśmy przy okazji pandemii COVID-19, nie potrafiliśmy ograniczyć dezindustrializacji, która w wielu sektorach czyni nas bardzo uzależnionymi od innych. I nie udało nam się sprawić, by Europa stała się znaczącą potęgą w gospodarce cyfrowej, która ma zasadnicze znaczenie dla przyszłości.

Jednakże obecnie dostrzegamy znaczenie aktywniejszej polityki przemysłowej i podjęliśmy już istotne kroki w celu lepszej ochrony naszych przedsiębiorstw i przywrócenia równowagi w stosunkach handlowych z naszymi partnerami zewnętrznymi. Nasze dążenie do rozwijania „strategicznej autonomii” Europy ma w istocie silny wymiar gospodarczy.

Obecny kryzys wreszcie pokazał, że wyciągnęliśmy wnioski z naszych wcześniejszych trudności: państwa członkowskie, Komisja Europejska, Europejski Bank Centralny i Rada Europejska zareagowały tym razem szybko i zdecydowanie. Uczyniliśmy strefę euro bardziej odporną, choć nadal musimy wzmacniać międzynarodową rolę naszej wspólnej waluty. 

Dzięki naszym systemom społecznym, które są najbardziej rozwinięte na świecie, możliwe było objęcie opieką zdrowotną, lepiej niż gdziekolwiek indziej, całego społeczeństwa europejskiego, przy jednoczesnym zabezpieczeniu dochodów i miejsc pracy Europejczyków.

Kryzys zdrowotny i gospodarczy dotknął jednak kraje Unii w bardzo różny sposób. Wiele z najbardziej dotkniętych krajów znalazło się wśród tych, które najbardziej ucierpiały podczas kryzysu w 2008 roku, co ograniczyło ich zdolność do reagowania na kryzys związany z pandemią COVID-19. Kryzys groził zatem dalszym pogłębianiem się nierówności w UE. 

Dlatego konieczne było wspieranie tych krajów. To właśnie zaproponowała Komisja w ramach inicjatywy „Next Generation EU”, zatwierdzonej przez Radę Europejską w lipcu ubiegłego roku. Chociaż inicjatywa ta nie została jeszcze sfinalizowana, przełamuje ona ważne tabu, pozwalając Unii na emisję wspólnego długu i dokonanie znacznych transferów finansowych do najbardziej dotkniętych krajów, nie tylko w formie pożyczek, ale także w formie bezpośrednich dotacji. 

Chociaż ta bardzo zróżnicowana Europa jest nadal trudna do zjednoczenia, szczególnie w zakresie polityki zagranicznej, to czynione są w tej kwestii postępy. W świecie stojącym przed wyzwaniami, takimi jak zmiany klimatu, i zdominowanym przez potęgi, takie jak Chiny, Indie czy Stany Zjednoczone, Europejczycy są, jestem pewien, coraz bardziej świadomi, że mogą przetrwać tylko wtedy, gdy połączą siły. A pandemia COVID-19 utwierdziła nas w przekonaniu, że potrzebujemy większej integracji europejskiej.

W świecie stojącym przed wyzwaniami, takimi jak zmiany klimatu, i zdominowanym przez potęgi, takie jak Chiny, Indie czy Stany Zjednoczone, Europejczycy są, jestem pewien, coraz bardziej świadomi, że mogą przetrwać tylko wtedy, gdy połączą siły. A pandemia COVID-19 utwierdziła nas w przekonaniu, że potrzebujemy większej integracji europejskiej.

Josep Borrell

Dlatego też jestem raczej optymistą co do naszej zdolności do przezwyciężenia eurosceptycyzmu. Wzmocnienie naszej wewnętrznej spójności ma zasadnicze znaczenie dla wzmocnienia naszych działań zewnętrznych. 

Nowy początek ze Stanami Zjednoczonymi

Wyniki wyborów prezydenckich w USA są kolejnym powodem do – ostrożnego – optymizmu. Stosunki między Unią a nową administracją amerykańską będą miały oczywiście kluczowe znaczenie dla przyszłości europejskiej polityki zagranicznej. Po czterech trudnych latach nadszedł czas na nowy początek. 

Nie oznacza to, że zawsze będziemy się zgadzać. Nie zgadzaliśmy się przed Donaldem Trumpem i nie będziemy się zgadzać za Joego Bidena. Istnieją podstawowe przyczyny – demograficzne, gospodarcze i polityczne – dla których trajektorie historyczne Stanów Zjednoczonych i Europy mogą się różnić. Zbudowaliśmy jednak trwałe partnerstwo ze Stanami Zjednoczonymi, oparte na wspólnych wartościach i dziesiątkach lat doświadczeń wspólnej pracy. I przez następne cztery lata będziemy mieli do czynienia z amerykańskim prezydentem, który wierzy w partnerstwo z demokratycznymi sojusznikami. Europa zamierza wykorzystać to jak najlepiej: nie zwracamy się do prezydenta Bidena jedynie z żądaniami, ale również z propozycjami. 

Mamy wiele do naprawienia, ale jeszcze więcej do wspólnego zbudowania. Jako wysoki przedstawiciel przedstawiłem Komisji Europejskiej w grudniu 2020 roku „Nową agendę transatlantycką na rzecz globalnych zmian ”, obejmującą wiele zagadnień. Chcę skupić się na trzech obszarach polityki zagranicznej i bezpieczeństwa.

Stany Zjednoczone pozostają nieodzowne dla bezpieczeństwa europejskiego. Jednocześnie my, Europejczycy, musimy bardziej zadbać o nasze własne bezpieczeństwo. Dlatego też chcemy wzmocnić obronę poprzez przeniesienie większej części „ciężaru” i zwiększyć zdolności Europy do zaangażowania w działania operacyjne, szczególnie w naszym sąsiedztwie. 

Stratą czasu byłaby abstrakcyjna debata na temat tego, czy powinniśmy wybrać podejście oparte na europejskiej autonomii czy na partnerstwie transatlantyckim. Są to dwie strony tej samej monety: strategicznie świadoma i bardziej autonomiczna Europa jest lepszym sojusznikiem dla Stanów Zjednoczonych. 

Jeśli chodzi o bezpieczeństwo europejskie, to będziemy musieli współpracować szczególnie w celu: zintegrowania całych Bałkanów Zachodnich ze strukturami euroatlantyckimi, wspierania suwerenności i reform na Ukrainie, wypracowania silnego i spójnego podejścia do Rosji oraz powstrzymania Turcji przed dalszym „dryfowaniem”.

Stratą czasu byłaby abstrakcyjna debata na temat tego, czy powinniśmy wybrać podejście oparte na europejskiej autonomii czy na partnerstwie transatlantyckim. Są to dwie strony tej samej monety: strategicznie świadoma i bardziej autonomiczna Europa jest lepszym sojusznikiem dla Stanów Zjednoczonych.

Josep Borrell

Jako koordynator włożyłem dużo wysiłku w to, aby utrzymać irańskie porozumienie jądrowe przy życiu. Musimy teraz współpracować z administracją Bidena, aby znaleźć sposób na to, by Stany Zjednoczone do niego przystąpiły i by Iran powrócił do pełnego przestrzegania przepisów. Kiedy już to osiągniemy, musimy być gotowi, by na tym oprzeć i zająć się dalszymi problemami bezpieczeństwa regionalnego. Jestem przekonany, że jedynym długoterminowym rozwiązaniem dla chronicznej niestabilności jest rozwiązanie regionalne.

Wreszcie, co nie mniej ważne, wzrost znaczenia Chin i wynikająca z niego konkurencja ze Stanami Zjednoczonymi będą nadal kształtować globalny krajobraz. Będziemy musieli omówić i podjąć ze Stanami Zjednoczonymi wiele wyzwań, które się z tym wiążą: od utrzymującej się asymetrii w dostępie do rynku, przez uzasadnione wątpliwości dotyczące 5G, aż po próby forsowania konkurencyjnych standardów w organizacjach multilateralnych i osłabienie wspólnych działań na rzecz praw człowieka. 

Chiny jako partner, konkurent i systemowy rywal

Zrównoważenie naszych stosunków z Chinami ma zasadnicze znaczenie dla naszej przyszłości. Będzie to jednak możliwe tylko wtedy, gdy państwa Unii będą stanowiły zjednoczony front i gdy w pełni wykorzystamy instrumenty wspólnotowe, w szczególności siłę naszego jednolitego rynku. W istocie, jedność ma zasadnicze znaczenie w naszych stosunkach z Pekinem, ponieważ żaden kraj europejski nie jest w stanie samodzielnie bronić swoich interesów i wartości przed krajem wielkości Chin. Tylko w ten sposób możemy sprawić, by Pekin wreszcie wypełnił swoje zobowiązanie do dążenia do większej wzajemności w swoich stosunkach z UE.

Pod względem gospodarczym jesteśmy jednak zbyt współzależni, by oddzielić się od Chin, jak to rozgłaszała administracja Trumpa. Niektórzy analitycy mówią o nowej zimnej wojnie, ale ta analogia jest myląca, ponieważ Stany Zjednoczone, Europa i Związek Radziecki nigdy nie były tak gospodarczo powiązane jak dziś są z Chinami. Oczywiście, musimy rozwijać naszą „strategiczną autonomię” wobec tego kraju w sferze gospodarczej, zwłaszcza w sferze cyfrowej, ale jeśli koronawirus ma zmienić proces globalizacji, to na pewno nie poprzez wstrzymanie go.

Przywrócenie równowagi w stosunkach UE-Chiny ma nadal zasadnicze znaczenie również dla podejmowania głównych problemów o charakterze globalnym i ich ostatecznego rozwiązania. Najbardziej oczywistym przykładem jest walka ze zmianami klimatycznymi. Uda nam się je ograniczyć tylko wtedy, gdy równolegle z naszymi wysiłkami główni zanieczyszczający planetę, czyli Chiny, Stany Zjednoczone i Indie, pójdą w nasze ślady, a Afryka wybierze inną ścieżkę rozwoju niż tę, którą wcześniej wybraliśmy my.

Dlatego UE pragnie pogodzić współpracę z Chinami, na przykład w zakresie klimatu, z bardziej zdecydowanym stanowiskiem w tych obszarach, w których jest ono potrzebne. Podejście to będzie musiało być także zintegrowane z aktywniejszą obecnością UE w szerszym regionie Indo-Pacyfiku, we współpracy z naszymi demokratycznymi partnerami w Azji. W związku z tym właśnie zawarliśmy „strategiczne partnerstwo” z ASEAN-em.

Omówimy te kwestie z administracją prezydenta Bidena, jak to już zaczęliśmy robić w ostatnich miesiącach z sekretarzem stanu Mikiem Pompeo w ramach dialogu UE-USA w sprawie Chin, który rozpoczął się jesienią 2020 roku. 

Europa w obliczu nowych mocarstw

Powstanie autorytarnych reżimów jest jednym z głównych zagrożeń dla przyszłości Europy i naszych demokratycznych wartości. Poza swoją specyfiką, kraje, takie jak Rosja, Chiny i Turcja, mają kilka wspólnych cech. Są oni suwerenni wobec świata zewnętrznego i autorytarni w swoich własnych granicach. Chcą, aby ich strefy wpływów zostały uznane i są zdeterminowani, aby chronić je przed kontrolą z zewnątrz. Chcą zmienić zasady funkcjonowania globalnej gry. 

Dla demokratów suwerenność opiera się przede wszystkim na wyrażaniu woli narodu, podczas gdy suwerenizm skupia się wyłącznie na suwerenności państw, co jest inną kwestią. Suwerenne państwa coraz częściej sprzeciwiają się również przestrzeganiu podstawowych praw człowieka. Starają się one zablokować międzynarodowe wsparcie dla społeczeństw obywatelskich, które domagają się więcej wolności, na przykład na Białorusi czy w Hongkongu i Sinciangu.

W takich konfliktach jak Górski Karabach, Libia czy Syria jesteśmy świadkami pewnej formy „astanizacji” (w nawiązaniu do spotkania w Astanie w sprawie konfliktu w Syrii), która prowadzi do wykluczenia Europy z rozstrzygania konfliktów regionalnych na rzecz Rosji i Turcji.

Josep Borrell

Moskwa uważa, że ma prawo do kontroli nad Białorusią i chce przeszkodzić Europejczykom we wspieraniu protestów społeczeństwa obywatelskiego skierowanych przeciwko sfałszowanym wyborom prezydenckim. Konflikt ten nie dotyczy jednak Europy i Rosji, ale mieszkańców Białorusi i jej przywódców.

Działania Turcji w regionie Morza Śródziemnego mają na celu zdobycie uznania dla Ankary jako głównego gracza, którego nie można wykluczyć ani ze wspólnego korzystania z zasobów gazu, ani z politycznego porozumienia w Libii. To oczywiście nie przypadek, że pierwsza ceremonia religijna w Hagii Sophii, która ponownie stała się meczetem, zbiegła się z rocznicą traktatu z Lozanny z 1923 roku, który oznaczał przywrócenie suwerenności Turcji po upokorzeniu na mocy traktatu z Sèvres. Turcja, Rosja i Chiny mają tę samą cechę – wykorzystują historię do realizacji swoich interesów na zasadach imperialistycznych.

Nie zamierzamy zmieniać geografii, a Turcja nadal będzie ważnym partnerem dla Europy w wielu kwestiach. Dlatego też, zdecydowanie broniąc prawa międzynarodowego i prawa naszych państw członkowskich, w tym stosowania w razie konieczności sankcji, chcemy jak najszybciej wyjść z niebezpiecznej konfrontacji z tym wielkim sąsiadem. Ale ta perspektywa ma znaczenie tylko wtedy, gdy jest podzielana przez Turcję. 

W takich konfliktach jak Górski Karabach, Libia czy Syria jesteśmy świadkami pewnej formy „astanizacji” (w nawiązaniu do spotkania w Astanie w sprawie konfliktu w Syrii), która prowadzi do wykluczenia Europy z rozstrzygania konfliktów regionalnych na rzecz Rosji i Turcji. Przyroda nie znosi próżni: grozi nam niebezpieczeństwo utworzenia rosyjskich i tureckich baz wojskowych w Libii, zaledwie kilka kilometrów od naszych wybrzeży. 

Aby wyjść z tej sytuacji i móc pokojowo rozwiązać nasze konflikty z tymi nowymi mocarstwami, zbudowanymi w oparciu o wartości, których nie podzielamy, musimy nadal wypełniać braki w naszych wspólnych możliwościach obronnych. Jest to cena, jaką musimy zapłacić, by stworzyć geopolityczną Europę, do czego wzywa pani przewodnicząca Von der Leyen i Komisja Europejska. 

Nasza odpowiedzialność wobec krajów wschodzących i rozwijających się znajdujących się w trudnej sytuacji

Poza naszym bezpośrednim otoczeniem Europa musi również pomóc zmobilizować najbogatsze kraje do pomocy krajom najbiedniejszym w radzeniu sobie z obecnym kryzysem. Jest to nie tylko kwestia solidarności, lecz także naszego własnego, największego interesu: jeżeli Europejczykom uda się przezwyciężyć kryzys, a reszta świata ulegnie poważnej destabilizacji, to w nieunikniony sposób Europa także ulegnie destabilizacji. 

Stoimy w obliczu najgorszej recesji od czasów Wielkiego Kryzysu. Kraje rozwinięte zostały bardzo mocno dotknięte przez pandemię COVID-19, ale kraje rozwijające się i wschodzące mają jeszcze mniejszą zdolność manewru w ramach polityki budżetowej i znacznie trudniejszy dostęp do finansowania, które pomogłoby poradzić sobie ze skutkami pandemii.

Istnieją obawy o kolejną straconą dekadę w Ameryce Łacińskiej, nagle zatrzymał się start Afryki, a Azja Południowa przeżywa poważne trudności gospodarcze i społeczne. Po raz pierwszy od dziesięcioleci szacuje się, że skrajne ubóstwo na świecie wzrośnie o kolejne 90 milionów osób. 

Inicjatywa zawieszenia zadłużenia, zapoczątkowana w kwietniu 2020 roku przez grupę G20, przyniosła pewne ulgi najbardziej zadłużonym krajom ubogim. Jednak to zdecydowanie nie wystarczy. Argentyna ponownie nie wywiązała się ze swojego zadłużenia w maju, a Zambia w dniu 13 listopada, co zwiększyło ryzyko spirali niewypłacalności, szczególnie w Afryce, która może doprowadzić do nowego światowego kryzysu finansowego.

Na wniosek, w szczególności Unii i jej państw członkowskich, w listopadzie ubiegłego roku grupa G20 podjęła dodatkowe działania. Przedłużyła ona zawieszenie obsługi zadłużenia do czerwca 2021 roku, z możliwością przedłużenia go o kolejne sześć miesięcy. Grupa G20 i Klub Paryski uzgodniły również nowe wspólne ramowe zasady rozpoczęcia procesu restrukturyzacji zadłużenia.

W ostatnich latach Chiny stały się jednym z głównych wierzycieli wielu krajów rozwijających się, szczególnie w Afryce. Nie są członkiem Klubu Paryskiego i do tej pory nie były zbyt proaktywne w kwestii zadłużenia. Przyjęły jednak nowe zasady G20: to ważny krok naprzód. Teraz liczymy na taką samą motywację i taki sam poziom zaangażowania wszystkich partnerów w tej kwestii.

W ostatnich latach Chiny stały się jednym z głównych wierzycieli wielu krajów rozwijających się, szczególnie w Afryce. Nie są członkiem Klubu Paryskiego i do tej pory nie były zbyt proaktywne w kwestii zadłużenia. Przyjęły jednak nowe zasady G20: to ważny krok naprzód.

Josep Borrell

Chcielibyśmy jednak pójść dalej: UE opowiada się za rozszerzeniem ram ustalonych przez G20 dla długu krajów ubogich na kraje o średnim dochodzie, które tego potrzebują. Popieramy również nowy ogólny przydział specjalnych praw ciągnienia (SDR), międzynarodowej waluty emitowanej przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy, w celu zaspokojenia potrzeb powstałych w wyniku kryzysu.

Aby Unia mogła wpływać na tę kluczową kwestię, musimy również działać bardziej jak prawdziwy „Team Europe”, aby wspólnie wykorzystać mocne strony naszych państw członkowskich i Unii, co zaczęliśmy robić od wiosny ubiegłego roku w odpowiedzi na pandemię. 

Aby zapobiec pogłębianiu się przepaści wynikającej z obecnego kryzysu, należy zadbać także o to, by przyszłość była przyjazna dla środowiska i włączająca dla wszystkich oraz by każdy mógł korzystać z zasobów cyfrowych. W tym kontekście zasadnicze znaczenie ma wezwanie przewodniczącej Von der Leyen do podjęcia globalnej inicjatywy, która połączy redukcję zadłużenia z inwestycjami w tych obszarach.

Pomimo naszych poważnych wewnętrznych trudności, sposób, w jaki zajmujemy się kwestią pomocy dla krajów wschodzących i rozwijających się, które znalazły się w trudnej sytuacji w wyniku obecnego kryzysu, będzie miał decydujący wpływ na miejsce Europy w świecie, a w szczególności na nasze stosunki z Afryką. W grze między Chinami, Stanami Zjednoczonymi i Europą ci, którzy byli najbardziej proaktywni w tej dziedzinie, będą zdobywać punkty po kryzysie. 

Szczepionka na COVID-19 światowym dobrem publicznym

Inną kwestią, którą musimy się zająć, jeśli chcemy uniknąć regresu i pogłębiania się globalnych nierówności, jest kwestia szczepień przeciwko COVID-19. Po kilku trudnych miesiącach zaczynamy wreszcie widzieć światło w tunelu. 

Opracowanie szczepionki to jedno, a jej produkcja i dystrybucja to drugie. Dotarcie do odległych wiosek w Nigrze, Peru czy Kiribati jest wyzwaniem dla UE. Dlatego też musimy teraz uruchomić niezbędne środki, aby szybko i bezpiecznie wdrożyć szczepionki, gdy tylko staną się one dostępne. 

Musimy zapobiec „nacjonalizacji szczepień”, wskutek której tylko najsilniejsze i najbogatsze kraje byłyby w stanie zaoferować szczepienia swoim społeczeństwom. Musimy również zapobiec „dyplomacji szczepionkowej”, która spowodowałaby, że dostęp do szczepionek wiązałby się z politycznym podporządkowaniem danemu krajowi. Już na samym początku tej pandemii Unia Europejska wybrała multilateralizm i współpracę, a nie nacjonalizm i konkurencję. 

Chcemy, aby szczepionki przeciwko COVID-19 zostały uznane za światowe dobro publiczne i były dystrybuowane bez jakiejkolwiek dyskryminacji, w zależności od potrzeb medycznych. Dlatego UE i jej państwa członkowskie wspólnie uruchomiły 870 milionów euro na wsparcie międzynarodowej inicjatywy COVAX, która ma na celu udostępnienie szczepionek wszystkim krajom. W wyniku pandemii będziemy musieli zreformować Światową Organizację Zdrowia i wyposażyć ją w narzędzia i środki umożliwiające sprostanie wyzwaniom zdrowotnym XXI wieku.

Przyszłość Europejczyków będzie w dużej mierze zależała od naszej zdolności do wyciągnięcia Europy z kryzysu COVID-19 przy jednoczesnym zwiększeniu jej roli i znaczenia w świecie.

Josep Borrell

Odbudowa i wzmocnienie multilateralizmu 

Jak to często mówimy, Europa musi działać sama, gdy jest to konieczne, jednak z innymi, gdy tylko jest to możliwe. W tym celu musimy jednak odnieść sukces w ożywieniu multilateralizmu, który bardzo ucierpiał: w ostatnich latach Europa często czuła się trochę osamotniona, próbując go utrzymać. 

Skuteczność systemu multilateralnego i jego instytucji jest często kwestionowana. Dość często słusznie. Od zmiany klimatu, przez kontrolę zbrojeń, bezpieczeństwo na morzu, aż po prawa człowieka lub handel, współpraca światowa została osłabiona, umowy międzynarodowe zarzucone, a prawo międzynarodowe podważone lub selektywnie stosowane. Podział władzy w kilku instytucjach nie odpowiada już zmianom, jakie zaszły na świecie w ostatnich dziesięcioleciach. Wiele instytucji multilateralnych, które zbudowaliśmy, musi zostać poddanych analizie i zreformowanych. 

Czy to oznacza, że trzeba wyrzucić je na śmietnik historii? Nie wydaje mi się. Powojenny multilateralizm przyniósł wiele korzyści pomimo wielu słabych stron. Odbudowa nowego systemu od podstaw trwałaby zbyt długo w czasach rosnącej potrzeby szybkich działań. Musimy opierać się na tym, co już istnieje, żeby zrobić kolejny krok. Najwyższy czas, by „uczynić multilateralizm znowu wielkim”, parafrazując Donalda Trumpa. 

Aby to się powiodło, Europa musi zmobilizować inne demokracje, żebyśmy mogli lepiej bronić podstawowych praw człowieka i wartości demokratycznych na arenie międzynarodowej i te prawa oraz wartości promować. Czy to w Hongkongu, Sudanie czy na Białorusi, wydarzenia ostatnich miesięcy potwierdziły, jeśli były w ogóle na to potrzebne dowody, jak uniwersalne pozostają te aspiracje i jak bardzo na wszystkich kontynentach aspirują do nich ludzie pozbawieni swoich praw. Oznacza to, oczywiście, wznowienie dialogu ze Stanami Zjednoczonymi, ale także ściślejszą współpracę z Japonią, Koreą Południową, Kanadą, Meksykiem i Australią.

Zadanie jest zatem ogromne, ale niezbędne: przyszłość Europejczyków będzie w dużej mierze zależała od naszej zdolności do wyciągnięcia Europy z kryzysu COVID-19 przy jednoczesnym zwiększeniu jej roli i znaczenia w świecie.